Fragment
Był raz król taki, co miał wielkie królestwo wszelkiego dobra i bogactwa pełne, tylko że w nim złota nie było.
Pola tam były wielkie, sady śliczne, od grusz, od jabłoni czerwieniejące z dala, po lasach zwierzyny huk, w ziemi żelaza dość, na powietrzu ptactwo takie, że co jedno odleci, to drugie przyleci, bydła, koni, owiec stada ogromne, nie do zliczenia, w rzekach ryby, jakie tylko są, i małe, i duże, kwiecia też po łąkach mnóstwo dla królewiątek małych; co jedno przekwitnie, to drugie zakwita. Ot, wszelkiej rozkoszy moc wielka! Miasta też były w tym królestwie znaczne i ludu po wsiach dość. Ale król niczym się nie cieszył, tylko ciągle markotny był, że złota nie ma w jego państwie.
– Cóż mi po tym zbożu – mówił – albo i po tych lasach, i po tych rybach w rzece, i po tych stadach wielkich, kiedy ja to wszystko muszę het, precz wywozić do moich sąsiadów za złoto, bo go u mnie nie ma. Gdyby to u mnie było złoto, cały lud mój by się ubogacił.
Lud jego biedny po wsiach skórami się odziewał i koszuli na grzbiecie nie miał, a sami bogacze z miasta musieli w dalekie kraje posyłać po drogie materiały, po jedwabie na ubiory swoje.
– Gdybym tylko złoto miał – mówił król – to mi już niczego nie zabraknie i memu ludowi.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.