Fragment
OD AUTORA
Wydawcy angielscy nalegają na mnie, abym opublikował oczyszczone wydanie niniejszej książki, obiecują mi pokaźne zyski i podkreślają, iż wykazałbym w ten sposób publiczności, że jest to doskonała powieść niezależnie od całego „erotyzmu” i od „nieprzyzwoitych słów”. Zaczynam więc ulegać pokusie i zabieram się do oczyszczania. Ale to niemożliwe! Z równym powodzeniem mógłbym próbować przykroić swój nos nożyczkami. Książka krwawi.
Na przekór więc wszystkim nieprzyjaciołom puszczam tę powieść w świat jako uczciwą, zdrową książkę, jakiej nam dzisiaj potrzeba. Owe wyrazy, które początkowo tak bardzo człowieka przerażają i detonują, po pewnym czasie nie robią na nim zupełnie wrażenia. Czy dzieje się to dlatego, że umysł deprawuje się wskutek przyzwyczajenia? Bynajmniej. Wyrazy te obrażały tylko oko, rozumu jednak w najmniejszej nawet mierze nie raziły. Ludzie bez rozumu może będą się nadal czuli zdeprymowani, ale o nich przecież nie chodzi. Rozumni ludzie uświadomią sobie, że nie są i nigdy nie byli urażeni tymi wyrazami – i doznają uczucia ulgi.
A to jest najważniejsze.
Jako istoty ludzkie wyrośliśmy dzisiaj rozwojem daleko poza owe tabu, tkwiące w naszej kulturze. Uświadomić sobie ten fakt to rzecz niezmiernie ważna. Rycerze krzyżowi uważali zapewne już samo słowo za coś potężnego i przykuwającego w takim stopniu, w jakim my wcale sobie tego wyobrazić nie potrafimy. Zaklinająca potęga tak zwanych nieprzyzwoitych wyrazów musiała być dla upośledzonych duchowo, ponurych, gwałtownych natur średniowiecza niezmiernie niebezpieczna, a możliwe, że ciągle jeszcze jest zbyt silna dla gnuśnych duchowo, niedorozwiniętych, niskich dzisiejszych natur. Ale prawdziwa kultura sprawia, że na dźwięk wyrazu przeżywamy te tylko reakcje ducha i siły wyobraźni, które należą do obrębu ducha; kultura ta chroni nas przed gwałtownymi, ślepymi, fizycznymi reakcjami, które mogłyby zburzyć naszą obyczajność społeczną.
W minionych czasach człowiek był duchowo zbyt słaby lub zbyt nieokrzesany, aby móc obserwować swoje ciało i swoje funkcje cielesne bez zupełnego uwikłania się w reakcjach fizycznych, które osiągały nad nim władzę. Teraz już tak nie jest. Kultura i cywilizacja nauczyły nas odróżniać słowo od czynu, myśl od postępku albo reakcji fizycznej. Wiemy teraz, że za myślą niekoniecznie nastąpić musi postępek. W istocie myśl i postępek, słowo i czyn są dwiema odrębnymi formami świadomości, dwoma odrębnymi żywotami, jakie wiedziemy. Jest dla nas rzeczą niezmiernie potrzebną utrzymać związek pomiędzy tymi dwoma żywotami. Ale myśląc, nie działamy, a działając, nie myślimy. Największą właśnie koniecznością jest działać odpowiednio do swoich myśli i myśleć odpowiednio do swoich czynów. Jednakowoż w chwili myślenia nie możemy naprawdę działać, kiedy zaś dokonujemy jakiegoś czynu, nie możemy naprawdę myśleć. Dwa te stany, myślenia i działania, wyłączają się wzajem. Powinny jednak pozostawać w harmonijnym stosunku.
I na tym właśnie polega istotny sens tej książki. Pragnę, aby mężczyźni i kobiety potrafili gruntownie, wyczerpująco, uczciwie i czysto myśleć o sprawach seksualnych. Jeśli nawet nie zawsze możemy działać płciowo ku swemu zupełnemu zadowoleniu, nauczmy się przynajmniej idealnie i jasno myśleć płciowo. Cała ta gadanina o młodych dziewczętach i dziewiczości, niby śnieżnobiała, niezapisana karta, jest zwykłym nonsensem. Młoda dziewczyna czy też młody mężczyzna jest kłębowiskiem udręki, kipiącym wirem uczuć seksualnych i seksualnych myśli, wśród których lata dopiero zaprowadzą jakiś ład. Dopiero lata uczciwych rozmyślań i czynów, zmierzających z wysiłkiem we właściwym kierunku, mogą nas w sprawach seksualnych doprowadzić tam, dokąd dotrzeć pragniemy, do prawdziwej, zdobytej cnoty, do absolutnego człowieczeństwa – mogą nas doprowadzić do tego, aby nasze czyny i nasze myśli w dziedzinie życia płciowego harmonizowały ze sobą i nie przeciwstawiały się sobie nawzajem.
Daleki jestem od tego, aby doradzać wszystkim kobietom, by goniły za leśniczymi i zdobywały sobie w nich kochanków. Daleki jestem od tego, aby im doradzać, by za kimkolwiek w ogóle goniły. Bardzo wielu mężczyzn i kobiet widzi dzisiaj największe swoje szczęście w tym, aby żyć w powściągliwości płciowej, aby z zupełną czystością stać na uboczu, posiadając jednak przy tym pełne zrozumienie dla spraw płciowych i absolutnie je sobie uświadamiając. Epoka nasza jest raczej epoką uświadamiania sobie niż epoką czynu. Tyle było działania w okresach minionych, zwłaszcza działania płciowego, tyle było powtarzania i powtarzania aż do przesytu, bez odpowiedniego myślenia, bez odpowiedniego uświadomienia sobie! Dzisiaj zadaniem naszym jest uświadomić sobie sprawy płciowe. Absolutne, świadome uprzytomnienie sobie spraw płciowych jest dzisiaj rzeczą ważniejszą nawet, niż sama działalność płciowa. Po stuleciach zamroczenia duch pragnie nareszcie wiedzieć, i to wiedzieć bez ogródek. Zaprawdę, ciało jest przy tym niemal zupełnie wyłączone. Jeśli ludzie spełniają dzisiaj czyny seksualne, często spełniają je tylko na niby, dokonują ich tylko konwencjonalnie. Postępują tak dlatego, iż sądzą, że się tego po nich oczekuje. W istocie duch tylko doznaje zainteresowania, ciało zaś musi być jedynie podniecane. Przyczyna polega na tym, iż przodkowie nasi, nie zastanawiając się zupełnie nad swoim życiem płciowym ani nie uświadamiając go sobie nawet, uprawiali je tak pilnie, że czynność ta zaczyna być dzisiaj mechaniczna, nudna, zaczyna sprawiać rozczarowanie, i tylko ponowne duchowe uprzytomnienie jej sobie może wpłynąć dodatnio na rezultat.
Duch musi wiele nadgonić w dziedzinie życia płciowego, jak i w dziedzinie wszelkich czynów fizycznych. Jeśli chodzi o nasze myślenie płciowe, znajdujemy się duchowo w mroku, wydani na łup czyhającej, skradającej się trwogi, która jest dziedzictwem po naszych nieokrzesanych i nieco bestialskich przodkach. Pod tym jednym względem płciowym i cielesnym, duch nasz pozostał niedorozwinięty.
Musimy teraz nadganiać i przywrócić równowagę pomiędzy świadomością wrażeń i doświadczeń ciała a samymi tymi wrażeniami i doświadczeniami. Równowagę pomiędzy świadomością aktu a samym aktem. Musimy doprowadzić do harmonii pomiędzy nimi. A to wymaga należytego szacunku dla spraw płciowych i należytej czci dla dziwnych doświadczeń ciała. Wymaga to dalej zdolności używania tak zwanych nieprzyzwoitych wyrazów, ponieważ są one naturalną częścią składową świadomości ducha o ciele. Nieprzyzwoitość zachodzi tylko wówczas, kiedy duch gardzi ciałem, a ciało nienawidzi ducha i stawia mu opór.
Kiedy czytamy o tego rodzaju wypadkach, jak sprawa pułkownika Barkera, uświadamiamy sobie dopiero, o co chodzi. Pułkownik Barker był kobietą, która żyła w przebraniu mężczyzny. „Pułkownik” ożenił się i przeżył z żoną pięć lat w „szczęściu małżeńskim”. A biedna kobieta myślała przez cały ten czas, że jest normalnie i szczęśliwie poślubiona prawdziwemu mężowi. Rewelacja końcowa jest bezgranicznie okrutna dla nieszczęśliwej kobiety. Sytuacja jest potworna. A jednak istnieją dzisiaj tysiące kobiet, które mogłyby zostać w ten sposób oszukane i żyć nadal w tej nieświadomości. Dlaczego? Ponieważ nie wiedzą o niczym, ponieważ nie potrafią w ogóle myśleć płciowo, ponieważ są pod tym względem nieuświadomionei głupie. Lepiej by było dawać tę książkę wszystkim dziewczętom, gdy dochodzą do lat siedemnastu.
Duch żywi prastary, tchórzliwy lęk przed ciałem i jego mocami. Ducha właśnie musimy w tych sprawach wyzwolić i ucywilizować. Lęk ducha wobec ciała prawdopodobnie więcej ludzi wpędził w obłęd, niż można naliczyć.
Chorobliwość wielkiego umysłu, jak na przykład Swifta*, daje się przynajmniej po części sprowadzić do tej samej przyczyny. W wierszu do jego ukochanej Celii, posiadającym ów obłąkany refren: „Lecz – Celia, Celia, Celia sra”, widzimy, co się może przytrafić wielkiemu duchowi, kiedy ulega bezmyślnemu przerażeniu. Tak inteligentny umysł jak Swift nie potrafił pojąć, jak się ośmiesza. Naturalnie, że Celia sra! Któż tego nie robi? I o ileż gorzej byłoby, gdyby tego nie robiła! Jest to coś beznadziejnego. I proszę sobie potem wyobrazić biedną Celną, którą doprowadzono do tego, że musi się wstydzić swoich naturalnych funkcji jako czegoś haniebnego – a doprowadził ją do tego jej „kochanek”! Jest to coś potwornego. A pochodzi to stąd, że posiadamy wyrazy, które są tabu, oraz że nie rozwinęliśmy w swym duchu dostatecznej świadomości spraw cielesnych i płciowych.
W przeciwieństwie do człowieka seksualnie niedorozwiniętego, który jest owocem purytańskiego przemilczania, widzimy nowoczesnego, przesiąkniętego jazzem, wyniosłego duchowo młodzieńca, który sądzi, że musi zawsze iść jeszcze o krok dalej, który nie pozwoli się skrępować żadnymi względami ani respektem i po prostu „robi co chce”. Z lęku przed ciałem i w zaprzeczeniu jego istnienia popada postępowa młodzież współczesna w przeciwną skrajność i traktuje ciało jako pewnego rodzaju zabawkę, z której się czerpie przyjemność, jako nieco niegrzeczną zabawkę, z której jednak można mieć trochę rozrywki, zanim sobie człowiek poparzy przy tym palce. Ci młodzi ludzie drwiąco marszczą nos nad doniosłością spraw płciowych, traktują je jak cocktail i szydzą z ludzi starszych. Chłopcy ci uważają się za postępowych i przypisują sobie wyższość. Gardzą oni taką książką jak Kochanek Lady Chatterley. Jest dla nich o wiele za prosta i zwyczajna. Z nieprzyzwoitych słów nic sobie nie robią, a jej ujęcie miłości wydaje im się staroświeckie. Po co robić tyle hałasu z powodu miłości? Bierz ją jak cocktail! Książka ta, powiadają, zdradza mentalność czternastolatka. Ale może mentalność chłopca czternastoletniego, odczuwającego jeszcze nieco należytego lęku i naturalnej trwogi wobec spraw płciowych, jest zdrowsza od mentalności takiego młodego zwolennikacocktailu, który nie zna szacunku przed niczym, którego duch nie potrafi nic więcej, jak igrać zabawkami życia (przy czym płeć jest jedną z głównych zabawek) i który przy tym procesie traci rozum. Zaprawdę, Heliogabal!
I tak oto, pomiędzy istniejącym jeszcze starym purytaninem, który w podeszłym wieku łatwo popada w nieobyczajność płciową, a wytwornym zwolennikiem jazzu z młodego pokolenia, który powiada: „Nam wolno wszystko. Jeżeli o czymś myślimy, możemy to także robić” – i wreszcie niżej stojącym, niekulturalnym człowiekiem o brudnej wyobraźni, który szuka brudu – pomiędzy nimi książka ta niemal znajdzie dość powietrza do oddychania. Ale wszystkim im powiadam to samo:
Zachowajcie sobie swoje perwersje, jeżeli wam są miłe – swoją perwersję purytanizmu, swoją perwersję wytwornego nieokiełznania, swoją perwersję plugawej fantazji. A ja pozostanę przy swojej książce i przy swoim poglądzie: Życie jest możliwe wtedy tylko, gdy duch i ciało są w harmonii, gdy panuje pomiędzy nimi naturalna równowaga, gdy posiadają one dla siebie wzajem naturalny szacunek.
D. H. Lawrence
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.