Fragment
Przedmowa
Historia Reksia i Pucka to lektura głównie dla młodych, dlatego niniejsze wydanie zawiera uwspółcześnienia słów i wyrażeń, których obecnie się już nie używa i mogą stanowić trudność w przyswojeniu tekstu dla młodszego odbiorcy. Zmiany te uczynią lekturę bardziej przystępną i zrozumiałą, tak aby dzieciom czytało się ją dziś równie przyjemnie, jak kiedyś.
Daniel Dudek
I
Widzicie, jak on łajdacko łypie do mnie okiem? Śmieje się ze mnie.
Dlaczego?
Było to tak. Pewnego dnia zjawia się u mnie jakaś babina. Widzę, że ma coś pod chustką.
– Kupi pan jamnika? – powiada do mnie.
– Jamnika? Prawdziwego? – pytam.
– Jak złoto, panie – mówi babina z zachwytem i wyciąga spod chustki szczenię. Łaciate.
Trochę mnie to zastanowiło. Jak żyję, nigdy nie widziałem jamnika w łaty! Ale patrzę, szczenię ma nogi w ósemkę, uszy jak łapcie, a jest takie długie, aż dziw, że mu jeszcze jedna para nóg w środku dla podtrzymania brzuszka nie wyrosła.
Łaciaty jamnik przeszedł kilka kroków na prawo, cofnął się, usiadł, spojrzał mi w oczy niebieskimi pacioreczkami. A później ziewnął głęboko, tak od serca. Podreptał ku mnie, dźwignął się na tylne łapy. Wyciągnąłem do niego rękę. Liznął mnie.
– Będzie bardzo przywiązany – powiada babina.
Ale widać świerzbiły go dziąsła, więc mnie ugryzł porządnie w palec, aż syknąłem z bólu.
– Zły. Będzie z niego dobry stróż – gada znowu moja babina. – Nie ma, panie, jak jamnik. I dobre to, i złe, a mądre jak człowiek. Zostawić?
– Ee… moja pani – mówię – mam już dość psów. Co tam będę kupował jeszcze jednego.
– Jamnika? Nie kupi pan prawdziwego jamnika? – pyta zgorszona babina.
Skrzywiłem się. Kobieta zabrała szybko psa, zaczęła go obracać na wszystkie strony. Podtyka mi pod oczy to nogi, to ogon, to głowę, to majta mi przed oczyma uszami. A dogaduje, a zachwala! Sam król nie może mieć ładniejszego psa.
Pyta mnie wreszcie:
– Miał pan prawdziwego jamnika?
– Nie miałem – powiadam wstydliwie.
– To musi pan kupić i koniec. Zostawiam psa. Po pieniądze przyjdę później.
Poszła. Cóż było robić? Wziąłem szczenię, „prawdziwego jamnika”, no i zaniosłem na podwórze.
Odtąd miałem o jednego psa więcej.
Po ostatnim psim niemowlęciu został mi koszyk. Wyścieliłem go słomą. Włożyłem do kosza nowy nabytek, okryłem, chcę iść. Nie ma mowy! Szczeniak drze się, jak by go kto ze skóry obdzierał. Cichnie jednak natychmiast, gdy się zbliżam.
Ha! – myślę sobie. – Rasowy pies. Ma swoje fanaberie. Na to nie ma rady.
Zabrałem więc koszyk. Przeniosłem go z drwalni do kuchni. Postanowiłem, że tak niezwykły pies musi mieć niezwykłe imię.
– Trudno nazywać go zwyczajnie Ciapą, Fin– kiem czy Filutem. Nazwijmy go Reks, co po łacinie znaczy „król”.
Reks, znalazłszy się w kuchni, wcale się nie uspokoił. Obwąchał kąty. Wlazł pod szafę, skąd ledwie go wydostałem. Ale gdy tylko chciałem go zostawić samego, na nowo rozpoczął koncert.
Postanowiłem zrobić mu na przekór. Ty tak, a ja znów tak. Trzasnąłem więc drzwiami i poszedłem. Reks piszczał, płakał, aż zasnął. Trwało to do wieczora.
Za to w nocy! Darł się tak, że chcąc zasnąć musiałem go przenieść do pokoju i postawić z koszykiem tuż koło łóżka. Myślicie, że mogłem spać? Gdzie tam!
Reks nabrał takiej ochoty do zabawy, że do północy harcował po pokoju, targał pantofle, znęcał się nad dywanem. Zasnął dopiero wtedy, gdy z rozpędu stuknął łepetyną o nogę stołu i dalsze wycieczki po ciemnym pokoju uznał za niebezpieczne.
Odtąd Reks sypiał ze mną. Postawił na swoim i właśnie dlatego śmieje się tak łajdacko.
Nie myślcie jednak, że Reksiowi wolno było wszystko w moim domu. Wiedział on bardzo dobrze, czego nie lubię ja, a czego nie znosi Katarzyna. Rozumiał, że z kurami trzeba być bardzo ostrożnym, a od koguta Kicka trzymać się jak najdalej.
Ale Reksio był mądrym psem. Wiedział, że życie to nie miód ani konfitury. Od czasu, do czasu trzeba wziąć po łbie od koguta albo ścierką od Katarzyny. Toteż Reks ani na chwilę nie tracił dobrego humoru, apetyt miał doskonały, a zjadał wszystko, czego tylko dopadł.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.