Fragment
OD TŁUMACZA
Człowiek, który napisał tę książkę, lękał się głównie zarzutu utopijności. Nie chciał on, aby Państwo żydowskie uważane było za fantasmagorię społeczną, osnutą na tle krainy marzeń, i stworzoną przez poetę, nietroszczącego się o żadne prawdopodobieństwa i rozwijającego przed oczyma czytelnika tęczową wstęgę snu. Być może, że lęk podobny ściskał serce Krzysztofa Kolumba, gdy wracał z Ameryki i drżał na myśl, że mu w Europie nie uwierzą i prawdę jego wezmą za wymysł oszusta lub szaleńca. Autor Państwa żydowskiego był także odkrywcą; prawda jego wisiała nad przepaścią niebezpieczeństwa, że będzie niepoznaną, i że w najlepszym razie, opatrzona etykietą utopii, rzucona zostanie do grobu pamiątek romantyzmu żydowskiego, przez naród, któremu była poświęcona. Człowiek ten nie mógłby poprzestać na marzeniu. Nic dziwnego, był to odnowca czynu żydowskiego, niczym nowy Mojżesz. Był to Teodor Herzl.
Tu i ówdzie, żyjący jeszcze monarchowie i wielcy mężowie stanu chowają wspomnienie o dziwnym wielkim człowieku, który zjawił się u nich naraz z żądaniem przywrócenia ojczyzny żydowskiej w XX wieku, gdy urzeczywistniała się równowaga europejska i narody zamierzały już odpocząć w mniemaniu, że wszelkie godne uwagi sprawy świata zostały załatwione. I oto przyszedł Teodor Herzl i wskazał światu naród, jeden naród, którego nie dostrzeżono i który porzucono w biegu tysiącleci gdzieś na marginesach prawodawstw. I Teodor Herzl zaczął mówić w imieniu tego narodu i żądać; a stał na czele armii, powołanej przez siebie do życia – występował w imieniu organizacji syjonistycznej.
Armia ta nie posiadała armat ani prochu. Wódz jej zmobilizował ją pod znakiem ideału i oto wyruszała na bój życia uzbrojona w poczucie słuszności, w wolę twórczości narodowej.
Organizacja syjonistyczna miała urzeczywistnić sen całego narodu – odzyskać Palestynę. Miała kłaść podwaliny pod gmach, którego pomysł i główne zarysy wypromieniował duch Herzla. Gmachem tym było Państwo żydowskie.
Niezwykłą szedł drogą jego budowniczy. Felietonista Neue Freie Presse stał się wskrzesicielem świadomej woli żydostwa i wodzem narodowym. Europejczyk, przesiąknięty na wskroś kulturą nowoczesną, poeta wielkomiejski, czciciel zdobyczy techniki najnowszej, syn w każdym calu dzisiejszości europejskiej, bił czołem przed ukrytą dla świata a jemu objawioną wielkością narodu, do którego powrócił jako syn marnotrawny, aby odtąd wszystkie siły swego ducha oddać sprawie przywrócenia mocy i godności na gruncie ojczystym – rozproszonemu Izraelowi.
Urodził się w roku 1860 w Budapeszcie, jako syn zamożnego kupca. Dzieciństwo upłynęło mu w pogodnej atmosferze domu rodzicielskiego wśród wygód i miłości. Był to dom żydowski bardzo zasymilowany; jeśli trzymano się tam zasad religijnych, to w każdym razie nie przez pobożność, tylko gwoli miłej tradycji. Bardzo rzadko też, ku wielkiemu zmartwieniu rabina, przyjaciela domu, odwiedzano synagogę.
Pierwszym szczeblem edukacji szkolnej Teodora Herzla była żydowska szkoła początkowa. Uczęszczał do niej do lat 10, przy czym w ciągu tego czasu, jak sam później wyznał, małe robił postępy w nauce historii Żydów.
Mając lat 10, wstąpił do szkoły realnej, gdzie w przeciwieństwie do gimnazjum, w którympunkt ciężkości stanowią starożytne języki klasyczne, uwzględniano głównie nauki nowoczesne. Wkrótce jednak młody realista zrażony został do logarytmów i trygonometrii, a to wskutek antysemityzmu jaki w szkole tej panował. Jeden z nauczycieli, tłumacząc znaczenie wyrazu „poganie”, rzekł, iż należą do nich bałwochwalcy, mahometanie i Żydzi. Po tym szczególnym objaśnieniu młody Herzl miał już dość szkoły realnej i wstąpił do Gimnazjum Ewangelickiego. W gimnazjum tym Żydzi stanowili większość, to też nie mieli powodu uskarżać się na antysemityzm. W klasie siódmej napisał pierwszy swój artykuł do gazety, za co skazany został na „kozę”. W czasie pobytu swego w ósmej klasie – utracił jedyną siostrę, osiemnastoletnią dziewczynę. Strata owa dotknęła rodzinę Herzlów tak boleśnie, iż postanowiono w roku 1878 przenieść się do Wiednia.
We Wiedniu Herzl studiował prawo, uczestniczył w figlach studenckich i nosił kolorowy beret korporacji do chwili, aż ta pewnego razu uchwaliła nie przyjmować więcej do grona swego Żydów. Ci Żydzi, którzy już należeli, otrzymali łaskawe zezwolenie na pozostanie w korporacji. Ale Herzl pożegnał wówczas swych szlachetnych kolegów i wziął się poważnie do pracy. W roku 1884 uzyskał tytuł doktora praw i rozpoczął praktykę sądową, jako niepensjonowany urzędnik.
Praktyka sądowa nie pociągała go jednak. „Rzecz prosta – powiada Herzl w swej Autobiografii – pisałem więcej dla teatru niż dla sądu”. Zresztą kariera sądowa była dla niego zamknięta: jako Żyd, nie mógł liczyć na to, iż otrzyma nominację na sędziego.
Porzucił więc praktykę sądową i oddał się całkowicie pracy dziennikarskiej oraz dramatopisarskiej.
Była to twórczość niezmiernie charakterystyczna – typowo wiedeńska. Felietony o rzutach myśli błyskawicowych, sztuki teatralne jak wytworne zwierciadełka, odbijające cierpiącą duszę ludzi salonów; smutny poeta idzie ulicami wielkiego miasta i chwyta w kleszcze mocnych i mistrzowskich słów małe tragedie codzienności, drobne klejnoty, które porzuca po drodze zmora świata dzisiejszego – Aktualność. Jest to rodzaj literacki typowo nowoczesny, nacechowany nerwowością chwili, oparty na technice wirtuozyjnej i wyobraźni kalejdoskopowej. Coś z łez i uśmiechu Heinego, coś z sentymentu Murgera; dziś epigonem tej szkoły jest Piotr Altenberg.
W roku 1891 Herzl udaje się w podróż do Hiszpanii i nadsyła stamtąd mozaikowo barwne korespondencje do Neue Freie Presse. Następnie zatrzymuje się w Paryżu. Tam, w nowoczesnymBabilonie, nadarza się mu sposobność poznania tego, co świat nazywa polityką. Poglądy swoje na tę sprawę wypowiada w książce Das Palais Bourbon, zawierającej wrażenia z francuskiej izby deputowanych.
Lecz oto następuje godzina przełomu. Dumna i pańska dusza Herzla dostrzega dokoła siebie ludzkość, ziejącą antysemityzmem. Proces Dreyfusa rozpętał namiętności, ukryte pod powłoką humanitarnego poloru.
Powstaje więc alternatywa: albo pełzać milczkiem jak wąż, nie przyznając się do wspólnoty z ofiarami prześladowań i nienawiści, albo przyjąć wyzwanie, odnaleźć w sobie własne ja i walczyć w szeregach swego narodu o miejsce i godność na ziemi.
Ocalić siebie wewnętrznie przez powrót do praźródła pochodzenia, a jednocześnie pochwycić za kilof pracy nad odmłodzeniem i podniesieniem żydostwa!
Lecz skąd wziąć hasło, aby naród rozproszony się złączył i powrócił do siebie? Herzl znajduje to hasło; co więcej, odkrywa niewyczerpaną siłę i ogrom tytanicznego zadania roztaczającego się przed nim.
Po dwóch tysiącach lat rozproszenia żydowskiego nagle Żyd zasymilowany odważa się na zuchwałą myśl o przywróceniu państwa żydowskiego.
Jak je przywrócić?
Herzl stwarza je raz jeszcze – w słowie. „W czasie dwóch ostatnich miesięcy mego pobytu w Paryżu (1895) napisałem książkę pt. Państwo żydowskie. Nie przypominam sobie, aby coś napisane było w tak wzniosłym usposobieniu ducha, jak ta książka. Heine powiada, że podczas pisania pewnych wierszy, słyszał nad swą głową szum skrzydeł orłowych. Zdaje mi się, że słyszałem podobny szum, kiedy pisałem tę książkę. Pracowałem nad nią codziennie aż do zupełnego wyczerpania; wieczorem jedyny mój odpoczynek polegał na tym, iż słuchałem muzyki Wagnera, a dokładnie Tannhausera; na operę tę chodziłem zawsze, ilekroć ją dawano. Tylko w owe wieczory, gdy nie wystawiano opery, odczuwałem zwątpienie w słuszność mych myśli.”
W szarym brzasku dziennym dzieło stworzone na zawrotnej wysokości natchnienia – przeraziło go swym ogromem i niezwykłością. Lecz z drugiej strony, rozwidniała się w nim coraz bardziej świadomość, że niewspółmierność myśli o Państwie żydowskim z rzeczywistością dzisiejszą uwarunkowana została zniekształcającym wpływem nienormalnego położenia żydowskiego, które z biegiem stuleci splątywało się w węzeł nierozwikłalny.
Bo czyż nie byłaby ta myśl naturalną w każdym innym narodzie, i to w takim, gdzie nie zdążyła się jeszcze rozwinąć odrębna kultura, podczas gdy naród żydowski przebył już wszystkie etapy początkowego rozwoju, stanął na wysokości systemu, określanego przez filozofię mianem judaizmu? Herzl zrozumiał, że istota narodu żydowskiego była zupełną: pod względem moralnym aż nadto nawet, czegóż mu więc brakuje, dlaczego stanowi bolesny, anormalny wyjątek? Oto przyczyna choroby żydowskiej leży w rozproszeniu, w rozlaniu się tysiącami łożysk, z których żadne nie prowadzi do celu. Trzeba więc ująć rozproszenie w niewzruszone brzegi i nadać prądowi żydowskiemu kierunek. Niech płynie ku jedynie możliwemu ujściu, jakie sama natura mu wyznaczyła, ku – ojczyźnie żydowskiej. Siły poruszającej dostarczy cierpienie żydowskie, które, niczym wrzód podskórny, szuka wyjścia z siłą nieprzepartą.
Powstała myśl.
Myśl urodzona wysoko. Teraz poeta miał zejść z nią do nizin – ku ucieleśnieniu.
Ale już w pierwszej chwili ogarniają go wątpliwości. Co powie świat, co Żydzi, gdy ogłosi swą książkę? Czy nie wezmą go za szaleńca? Państwo żydowskie? Czy nie zakrawa to na żart, jeśli nie jest szarlatanerią?
Aż naraz w poecie dojrzał człowiek czynu. Nic dziwnego. Duch, który podyktował książkę o państwie żydowskim, był duchem na wskroś nowoczesnym, doskonale praktycznym, duchem twórczym, tryumfującym maszyn współczesnych, kwintesencją techniki i dzisiejszej przedsiębiorczości.
Jednego poranka Herzl rzuca pióro i jak rycerz czasów dzisiejszych wyrusza w bój – do salonów ludzi możnych – bogatych Żydów i wielkich działaczy; wstępuje w szranki świata ucywilizowanego. Jeździ po Europie, wygłasza odczyty, gromi grzmiącym głosem tych, co śpią i gnuśnieją, wzywa ich do pracy. Książka Państwo żydowskie wychodzi na świat w roku 1896. Herzl rzuca ją w dal, wzbudzając tu i ówdzie śmiech politowania, ale jednocześnie zapał tych wszystkich, co od razu zrozumieli go. Głos jego został usłyszany. Z najdalszych i najgłuchszych zakątków rozproszenia żydowskiego zjawiają się ludzie gotowi do walki. Młodzież, uczeni, rabini, z Galicji, Polski, Litwy, Rosji, Niemiec, inteligenci, idealiści, robotnicy – podają mu ręce. Wówczas Herzl zaczyna wiązać sieć najpotężniejszej dziś organizacji wszechświatowej żydostwa; dla jej ostatecznego ugruntowania zwołuje pierwszy po dwóch tysiącach lat rozproszenia wszechświatowy kongres żydowski do Bazylei. Wszystko to dzieje się w rok po wydaniu książki.
Skok od idei do czynu był zaiste tytaniczny!
Ale w stalowych ramach czynu praktycznego nie spotykamy już idei, w jej początkowej okazałości królewskiej. Cel, który obrała sobie organizacja syjonistów, wygląda już inaczej: oznaczony i odmierzony ściśle według zasad socjologii oraz zgodzony w swych rozmiarach ze skalą rzeczywistości – nie jest przecież państwem żydowskim Teodora Herzla. Nie dziwmy się temu jednak. Czy nie słyszeliśmy bowiem starej baśni o aniele, który gdy zstąpił na ziemię, musiał obciąć sobie skrzydła?
Państwo żydowskie istnieje już w książce. Autor jej czynem swym nieśmiertelnym stwierdził, że dzieło jego nie było utopią. Nie zdążyło się tylko urzeczywistnić ostatecznie. Ale tam, na tych zadrukowanych kartach, Państwo żydowskie żyje w swej nowoczesnej okazałości, pomyślane przez człowieka, który łączył w sobie artystę i wodza.
Jak gwiazda dalekiego ideału ciągnie ono ku sobie falę ruchu syjonistycznego. Życie płynie znacznie niżej – przepaść oddzielać je będzie może jeszcze długo od tych gwiazd, które wyobraźnia Herzla wyhaftowała na sztandarze Państwa żydowskiego. Dziś jeszcze Państwo żydowskie jest Księgą.
PRZEDMOWA
Myśl, którą zamierzam rozwinąć w tej książce, jest już dość stara. Chodzi tu o przywrócenie Państwa Żydowskiego. Świat rozbrzmiewa krzykiem nienawiści przeciw Żydom, i to budzi myśl uśpioną.
Nie odkrywam nic nowego – o tym należy pamiętać przy dalszych moich wywodach. Nie odkrywam nic nowego, zarówno w stosunku do stanu Żydów, będącego wynikiem warunków historycznych, jak i w sferze środków na jego polepszenie. Czynniki materialne, na których opieram moją budowę, wzięte są bezpośrednio z rzeczywistości i prawie namacalne; każdy może się o tym przekonać z łatwością. I jeśli należałoby jednym słowem określić tę próbę rozstrzygnięcia kwestii żydowskiej, to co najwyżej można by było ją nazwać „kombinacją”, lecz zgoła nie „fantazją”.
Ale przede wszystkim muszę zaprotestować przeciw określeniu mego projektu jako utopii. Tym samym ostrzegam tylko powierzchownych krytyków przed niedorzecznością, którą mogliby popełnić. Stworzenie utopii altruistycznej nie byłoby zresztą żadną hańbą. O ile łatwiej byłoby mi zdobyć wawrzyn literacki, gdybym czytelnikom, pragnącym tylko rozrywki, przedłożył mój projekt niejako w nieodpowiedzialnej formie powieści. Lecz, właśnie, w tym wypadku, nie chodzi o przyjemną utopię, w rodzaju tych, jakie tworzono obficie przed Tomaszem Morusem1i później.
Myślę przecież, że zbyt rozpaczliwe jest położenie Żydów w różnych krajach, abyśmy mieli w przedmowie zajmować się błahostkami.
Aby dobitniej zaznaczyć różnicę między charakterem mojej książki a utopią, wskażę tylkona wydaną w ostatnich czasach pracę dr. T. Hertzki Wolny kraj. Jest to pomysłowa fantazja, owoc pracy zupełnie współczesnego umysłu – wykształconego pod względem politycznym i ekonomicznym – to fantazja, o tyle daleka od życia, o ile daleka jest od niego góra podzwrotnikowa, na której znajduje się to państwo snu. Wolny kraj stanowi skomplikowaną machinę z całym systemem zazębiających się o siebie trybów i kół. Mimo to jednak nie wiemy, w jaki sposób puścić ją w ruch. I gdyby powstały organizacje, dążące do urzeczywistnienia ideału Wolnego kraju – uważałbym to za żart.
W przedłożonym tu projekcie, mowa jest o właściwym zastosowaniu siły rzeczywistej! Jako człowiek, niedostatecznie ku temu przygotowany, mogę tylko narzucić kontury trybów i kół, resztę zaś pozostawiam lepszym ode mnie mechanikom-budowniczym, których, jak sądzę, znajdzie się sporo. Cała rzecz tkwi w sile poruszającej. Lecz cóż to za siła?
Niedola żydowska.
Któż będzie zaprzeczał istnieniu tej siły? Zajmiemy się nią w rozdziale o przyczynach antysemityzmu.
Znana jest przecież siła pary, nagromadzonej w imbryku po ogrzaniu wody i podnoszącej pokrywę. Analogię ze zjawiskiem tym stanowią syjonistyczne lub inne usiłowania różnych związków „walki z antysemityzmem”.
I oto twierdzę, że przy odpowiednim zastosowaniu, siła ta może poruszać wielką maszynę, przenosić ludzi i ich dobytek.
Jestem głęboko przekonany, że mam słuszność, nie wiem tylko, czy mi ją przyznają jeszcze za mojego życia. Pionierom ruchu tego, kto wie, czy sądzone będzie uczestniczyć w jego wspaniałym zakończeniu. Lecz samo zapoczątkowanie tego ruchu da im dumę i szczęście wewnętrznej wolności istnienia.
Aby uniknąć zarzutu utopijności, powstrzymam się od przedstawienia malowniczych szczegółów. I bez tego obawiam się, by nie usiłowano obalić mego projektu przez bezmyślne i karykaturalne wyszydzanie. Pewien zresztą dość rozumny Żyd, z którym rozmawiałem o tej sprawie, zauważył: „Dokładne przedstawienie szczegółów przyszłości jest oznaką utopii”. Lecz tak nie jest. Każdy minister finansów przy układaniu budżetu państwowego liczy się z cyframi przyszłości, i to nie tylko z takimi, które na podstawie ogólnego wyniku, wyprowadza z budżetu lat poprzednich – lecz i z bezprzykładnymi, jak np. przy wprowadzaniu nowego podatku: tylko ten o tym nie wie, kto nie oglądał nigdy budżetu. Czy preliminarz jest utopią, dlatego tylko, że pozycje nie są bezwzględnie ścisłe?
Lecz ja stawiam czytelnikom moim trudniejsze jeszcze żądanie. Żądam od ludzi oświeconych, do których się zwracam, aby raz jeszcze przemyśleli swoje stare wyobrażenia, i żeby niektórych zupełnie się wyrzekli. I najlepszym Żydom, którzy dużo trudzili się nad rozstrzygnięciem kwestii żydowskiej, proponuję po prostu, żeby uznali swoje usiłowania w tym kierunku za błędne i bezskuteczne.
Przy przedstawieniu mojej myśli, zmuszony jestem walczyć z pewnym niebezpieczeństwem. Jeśli o wszystkim, tyczącym się przeszłości, zacznę mówić w sposób powściągliwy, to pomyślą jeszcze, że sam nie wierzę w ziszczenie mego piana. Gdybym zaś, odwrotnie, wyrażał się w sposób kategoryczny, mogłoby to wydawać się urojeniem.
Dlatego też oświadczam wyraźnie, dobitnie: wierzę w możliwość urzeczywistnienia, jeśli nawet nie odważam się na znalezienie odpowiedniej formy dla mej myśli. Państwo żydowskie – jest potrzebą świata, a więc powstanie. W rękach jednego człowieka – byłoby to szalonym zamysłem, ale będzie najzupełniej rozsądnym, powiedzie się bez specjalnych trudności, jeśli wielu Żydów jednocześnie do tego przystąpi.
Idea ta zależy wyłącznie od liczby swoich zwolenników. Być może, szerzeniem jej zajmie się młode pokolenie, dla którego już teraz zamknięte są wszystkie drogi, podczas gdy w nowympaństwie żydowskim otwiera się przed nim słoneczna perspektywa wolności, szczęścia i honoru.
Z chwilą ogłoszenia tej książki, uważam osobiście zadanie moje za skończone. Tylko w tym wypadku chwycę jeszcze za pióro, jeśli będę zmuszony do tego przez napaści ze strony poważnych przeciwników lub jeśli trzeba będzie obalić nieprzewidziane argumenty i naprawić błędy.
Czyż nie jest obecnie prawdą to, co utrzymuję? Czy wyprzedziłem swoją epokę? Czy nie dość wielkie są cierpienia Żydów? Zobaczymy.
Od Żydów samych zależy, żeby plan mój nie był na razie tylko romansem politycznym. Jeśli dzisiejsze pokolenie jest jeszcze zbyt obojętne, zastąpi je inne, lepsze i wznioślejsze. Ci Żydzi, którzy tego chcą, mieć będą swoje państwo i zasłużą na nie.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.